17 kwietnia 2018

Spore zainteresowanie premierą konceptu Yamaha TY-E nie jest bezpodstawne.

Podskórnie wszyscy wiemy, że przyszłość motocykli jest elektryczna. Czy tego chcemy czy nie.

 

 

Możemy karmić się bajkami, że wszyscy kochają motocyklistów. Kobiety machają do nas z rozmarzeniem w oczach, dzieci się śmieją, a mężczyźni patrzą z zazdrością. Rzeczywistość może być skrajnie inna. Branża motocyklowa jest w biurokratyczno-wizerunkowym potrzasku. Z jednej strony średni wiek motocyklisty w UE przekracza 50 lat, z drugiej już dziś pojawiają się pytania w jaki sposób nie-autonomiczne motocykle miałyby komunikować się z (już niedługo) autonomicznymi samochodami. Do tego dorzućmy kolejne normy emisji spali (Euro 5 od 2020 roku), co wiosnę organizowane medialne nagonki i fakt, że motocykl w wielu także europejskich krajach to nadprogramowy zbytek.

 

W 2016 roku Stefan Pierer na konferencji KTMa w Mattighofen mówił wprost - branża stoi przed ogromnym wyzwaniem. Na rynku nie ma nowego klienta, a stały klient jest konserwatywny, konsekwentny i, cóż, jedną nogą w grobie. Motocykle jako tako nawet w krajach Europy Południowej postrzegane są przez pryzmat niebezpieczeństwa, a wszystko wychodzące poza skuter jako burżujski wydatek.

 

Wizerunek „rebela” sprzed lat pokutuje w najmniej oczekiwany sposób. Wśród wychowanych pod kloszem nastolatków w rurkach palenie gumy i latanie z przelotowym tłumikiem wzbudza przerażenie. Ich „jara” oglądanie jak inni grają w gry wideo, niekoniecznie doładowywanie Hayabusy (zobaczcie jak w bardzo szybkim czasie powstały serie e-sportowe związane z dużymi seriami sportowymi w motosporcie, z MotoGP na czele). W Polsce sytuacja jest nieco inna, ale tylko z tego powodu, że nadal jesteśmy krajem „rozwijającym się”.

 

Temat pojazdów autonomicznych i szukania miejsca motocykli w niedalekiej przyszłości to rzeka do której tym razem wchodzić nie będziemy. Stan rzeczy ważny jest jako tło, które finalnie ma ogromny wpływ na tak (wybaczcie) niszowy segment jak trial motocyklowy. Moim zdaniem, i może się mylić, elektryfikacja branży motocyklowej nadejdzie oddolnie - zupełnie inaczej niż w przypadku samochodów, gdzie elektryczny staje się w pierwszej kolejności segment premium (co do zasady).

 

Powyższe stawia branże motocyklową w bardzo ciekawej sytuacji. Zacznę od ewenementu będącego bliższemu mojemu sercu - amerykańskiej Alty.

 

Alta RedShift MX to elektryczny motocykl crossowy od 2018 roku będący pi razy oko w cenie spalinowej konkurencji. Co jednak ważniejsze, Alta „sprzedała” się wizerunkowo wśród motocyklistów. Inwestycja w sport, start wraz z doświadczonym zawodnikiem w Red Bull Straight Rhythm, viralowe wideo w internecie. Wszystko to sprawiło, że zamiast nabijać się z suszarek do włosów, fani motocrossu zaczęli pisać o motocyklach marki Alta w superlatywach. Rozważać jej zakup. To sukces, którego nie udało się osiągnąć KTMowi z modelami Freeride E.

 

 

W Altę zainwestował dosłownie kilka tygodni temu Harley-Davidson. O samej technologii opatentowanej przez ten nomen omen niewielki startup warto doczytać w internecie, bo to niesamowicie ciekawa historia.

 

Mamy więc Altę RedShit MX, wyczynowy motocykl crossowy, który zdobył serca fanów motocrossów. Mamy kolejne wcielenie KTMa Freeride E-XC. Elektryczny KTM na 2018 rok ma więcej mocy, większy zasięg i lepsze osiągi.

 

Teraz patrząc na segment użytkowy: od dłuższego czasu tajwański startup Gogoro walczy o klienta na rynku azjatyckim. Ich innowacyjny pomysł zakłada stosowanie wymiennych pakietów baterii w skuterach, które można by podmieniać w specjalnych stacjach przypominających maszyny do kawy. Brakuje prądu? Podjeżdżasz do GoStation, wyciągasz swoją baterię ze skutera (przypominającą dużą baterię AA), wkładasz do stacji i wyciągasz identyczną, naładowaną baterię. Gogoro przeciętnie radzi sobie w Europie, ale pomysł „podłapała” Honda. Honda, największy producent jednośladów na świecie.

 

Pierwszymi modelami korzystającymi ze zunifikowanych pakietów baterii będzie dostępny także w Polsce PCX. Pakiety takie, nazywane przez Hondę „Mobile Power Pack”, w przyszłości napędzałyby przeróżne urządzenia.

 

 

Dołóżmy sobie do powyższego rosnącą popularność elektrycznych rowerów, gdzie jednym z większych dostawców silników elektrycznych jest Yamaha i dochodzimy do… trialu.

 

Wydaje mi się, że trial jest idealnym polem testowym na sprawdzenie elektrycznej technologii. Z jednej strony lekka konstrukcja i brak konieczności posiadania kilkusetkilometrowego zasięgu ułatwia zadania nałożone na pakiety, z drugiej wyczynowa specyfika sportu sprawdza rozwiązania w najcięższych warunkach.

 

Moim zdaniem angaż Yamahy z modelem TY-E to dokładnie jeden wielki test. TY-E zbierze odpowiednie informacje, sprawdzi się w boju, wzbudzi zainteresowanie u klientów (wzbudził już przecież u nas). A jeśli tylko wszystko pójdzie w stronę zakładaną przez japońskich inżynierów, a pójdzie, to kolejnym krokiem będzie elektryczna crossówka, dualsport i lekki motocykl sportowy. Nie wierzycie? To zerknijcie na te prototypu sprzed 1-2 lat:

 

 

Nie wspominam o GasGasie, bo rewolucji nie przeprowadzą offroadowe manufaktury. Wybaczcie, ale bez zaangażowania ze strony Hondy, Yamahy, Kawasaki, KTMa czy BMW elektryki byłyby nadal ciekawostką i mrzonką. Nawet chwalona przeze mnie Alta nie miałaby szans zaistnieć globalnie gdyby nie pieniądze Harley-Davidsona.

 

To trochę jak z Teslą - więcej gadania niż wyprodukowanych pojazdów, a najpopularniejszym samochodem elektrycznym na świecie jest… Nissan Leaf. Nissan, nie Tesla, nie Fisker, nie Rimac, nie Byton. Gdy VW, grupa BMW czy Daimler na poważnie wezmą się za elektryczne samochody o Tesli będziemy wspominać jako o marce, która spopularyzowała duże, dotykowe ekrany.

 

Dokładnie tak samo jest z motocyklami. A prawda jest taka, że elektryczne motocykle są za rogiem. BMW inwestuje (jako grupa) w technologię produkcji baterii i posiada elektryczne C Evolution. KTM ma Freeride E-SX i kolejnym krokiem będą elektryczne crossówki dla dzieci. Dla Harleya elektryki mogą być ratunkiem przed upadkiem, stąd inwestycja w Teslę. Polaris kupił kilka lat temu elektryczny Brammo, a japońskie marki zrobią to w czym są najlepsze - wrzucą na rynek niedrogie, praktyczne i bezawaryjne elektryczne pojazdy użytkowe. Poczynając od ogromnych rynków azjatyckich.

 

I wiecie co? Bardzo dobrze! Jeździłem, sprawdzałem, nie ma czego się bać. Sprawność silnika elektrycznego, sposób oddawania mocy, bezobsługowość. Wszystko to sprawi, że niedługo wszyscy je pokochamy.

 

W trialu też pokochamy.

 

 

Michał Mikulski

 

 

Przyszłość trialu (i motocykli) jest elektryczna